wtorek, 8 listopada 2011

Recenzja filmu pt. Szybcy i wściekli 5 / Fast Five (2011)


Reżyseria: Justin Lin
Scenariusz: Chris Morgan
Produkcja: USA
Czas trwania: 130 minut
Obsada:
Vin Diesel – Dominic Toretto
Paul Walker – Brian O'Conner
Dwayne Johnson – Luke Hobbs
Jordana Brewster – Mia Toretto

Nie czuje się aresztowany” - Dominic

Mistrz kierownicy Dominic Toretto oraz były policjant Brian O'Conner ponownie zasiadają za kierownicą szybkich aut. Tym razem, po nieudanej akcji w Rio, trafiają na listę najbardziej poszukiwanych przestępców. Po piętach depcze im twardy jak skała agent Hobbs oraz zleceniodawca "skoku", który nie jest zadowolony z ich usług. Stawką jest wolność i skromne sto milionów dolarów, które wystarczą na wiele aut.

Szybcy i wściekli to seria, która zaczyna przypominać tasiemcowe horrory. Najnowsza (piąta) odsłona wyreżyserowana została przez Justina Lina – autora dwóch poprzednich części. Na szczęście, w przeciwieństwie do wielu innych wieloodcinkowych filmów, uniwersum wypełnionych po brzegi testosteronem mężczyzn oraz błyszczących samochodów, zaczyna odzyskiwać utraconą magię. Tendencja spadkowa rozpoczęła się od części drugiej, w trzeciej osiągnęła maksymalną - ujemną - wartość, by w czwartej odbić się od dna.

Tegoroczna odsłona wraca do korzeni, ale wprowadza również nowe elementy. Niemal całkowicie porzucono nocne nielegalne wyścigi, na rzecz historii traktującej o napadzie na duże pieniądze. Również większość pościgów odbywa się za dnia, co ułatwia podziwianie pięknych aut (pięknych kobiet jest niewiele – raptem dwie). Fast Five łączy więc elementy klasycznego westernu (napad na pociąg) we współczesnej formie, z intrygą á la seria Ocean's, gdzie grupa przyjaciół stara się wykiwać dosłownie wszystkich. Jaki będzie wynik starcia - łatwo przewidzieć i lepiej nie liczyć na wiele zwrotów akcji.

Głównymi bohaterami filmów od początku były szybkie, ale niekoniecznie wściekłe samochody. W tej odsłonie zostały jednak zepchnięte na dalszy plan. Przedstawione wydarzenia nadal obfitują w wiele widowiskowych scen z ich udziałem, ale historia skupia się bardziej na żywych istotach. Teraz to auta stanowią dodatek do kierowców, a nie odwrotnie. Fabuła stała się przez to dojrzalsza (o ile w tego typu kinie jest to możliwe). Dzięki temu nie tylko fani plastikowych zderzaków i tanich naklejek będą mogli czerpać przyjemność z seansu.

W obsadzie poza głównymi (ludzkimi) bohaterami pojawiają się postacie z każdej odsłony. Dodatkowo twórcy zdecydowali się wprowadzić godnego przeciwnika dla Dominica Toretto, czyli agenta Hobbsa (Dwayne Johnson). Założenie słuszne, ale w praktyce postać grana przez Johnsona jest zbyt przerysowana i widz nie wierzy, że stanowi zagrożenie dla planu szybkich i wściekłych. Mimo to, ma o nim powstać oddzielny film. Oby tylko nie przesadzono z ilością testosteronu na centymetr kwadratowy filmu oraz olejkiem na mięśniach.

Największym mankamentem filmu jest nadmiar amerykańskiego lukru, który pod koniec filmu zmniejsza przyjemność z jego oglądania w znaczny sposób. Widzowie lubią, gdy film zamyka „dobre” zakończenie, ale w tym przypadku zastosowano zbyt dobre. Mała dawka goryczy jeszcze nikogo nigdy nie zabiła i zwiększyłaby skutecznie wiarygodność fabuły. Entuzjaści realności również powinni zainteresować się innym filmem. Sekwencje akcji są bardzo widowiskowe i równie pomysłowe, ale momentami całkowicie nierealne. Także przymrużenie oka - a właściwie obu - jest niezbędne.

Po napisach końcowych, które wpleciono w komputerową wizualizację wyścigu między Dominickiem a Bryanem, na widzów czeka dodatkowa scena. Jej wprowadzenie ma na celu zasugerowanie co zostanie ukazane w następnej (już zapowiedzianej) części. Problem w tym, że jej sens demonstruje, iż twórcom kończą się pomysły i muszą stosować naprawdę tanie chwyty. Może więc lepiej zakończyć historię, gdy jest na to czas?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz