środa, 23 lutego 2011

Recenzja filmu pt. Legion (2010)

Reżyseria: Scott Stewart 
Scenariusz: Peter Schink, Scott Stewart 
Produkcja: USA 
Czas trwania: 100 minut 
Obsada: Paul Bethany <> Michael
Dennis Quaid <> Bob Hanson
Lucas Black <> Jeep Hanson
Adrianne Palicki <> Charlie


To wszystko, wkrótce się skończy.” – Gladys



Tysiące lat temu Bóg zesłał na ludzi potop. Tym razem, postanowił „wyręczyć się” swoją armią aniołów, która urządza masową eksterminację na rodzaju ludzkim. Michael – jeden z generałów niebiańskich zastępów – sprzeciwia się Bogu i wyrusza na Ziemię. Musi odnaleźć i ocalić kelnerkę pracującą w małej restauracji w Paradise Falls, ponieważ jej nienarodzone dziecko ma zapobiec biblijnej apokalipsie.

Tyle tytułem fabuły, która może odkrywcza nie jest, ale zapowiada się ciekawie. Funkcję reżysera objął Scott Stewart, który do tej pory nakręcił jedynie film pt. What We Talk About When We Talk About Love. Pracował za to przy produkcji efektów specjalnych do takich hitów jak np. Iron Man, Sin City czy Gwoemul.

Trzeba przyznać, że jego doświadczenia z przeszłości są najlepszym elementem filmu. I nie chodzi o to, że efekty przebijają Avatara czy Transformersy, bo tak nie jest. Są przyzwoite i przez większość czasu można w nie uwierzyć. Poza nimi jednak Legion nie ma nic do zaoferowania. Postacie są stereotypowe do przesady. Nawet Paul Bettany, który wzbudza sympatię widza nie jest wstanie podnieść poziomu całego filmu. Gdyby Legion cały składał się z efektów komputerowych to widz obejrzałby „niezły” film. A tak zadowolony będzie tylko momentami, z których można by zmontować film, ale krótkometrażowy.

Niestety dzieło Stewarta należy do filmów, które lepiej wyglądają na zapowiedzi, niż na wielkim ekranie, w wymiarze pełnometrażowym. Apokalipsa stwarza niemalże nieskończone możliwości. Została jednak poprowadzona w sposób nielogiczny i banalny. Zagłada ludzkości w Legionie nie wywołuje strachu, lecz drwiący uśmiech. Brak przynajmniej jednej sceny, która pokazywałaby, że Bóg nie żartuje.

Kolejnym elementem wołającym o pomstę do nieba jest brak jakiegokolwiek napięcia. Możliwe iż jest to zabieg celowy, który znalazłby rozwinięcie w kontynuacji, ale każdy kto obejrzy Legion na drugą część nie pójdzie. Poza tym większość wątków fabularnych nie zostaje wytłumaczona. I to tych znaczących! Kiedy zaczyna dziać się coś ciekawego to, natychmiast się kończy. A „kto daje i odbiera ten się w piekle poniewiera”. 
 
Tak więc Legion jest filmem, który będzie fajnie wyglądał na plakacie w pokoju, bo seans można z czystym sumieniem ominąć i poczekać aż film będzie dodawany do jakiegoś czasopisma.

WERDYKT: Nie warto oglądać

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz